Za dziczą rapetką

Dzisiaj rano malce po raz pierwszy miały okazje powalczyć z biegiem warchlaka ciąganym na lince. Nic dziwnego, że biegały za nim jak w amoku i szarpały go zawzięcie. W końcu to kawałek kostki z mięskiem. Mnie bardziej cieszy co innego. Zdarzało się, że co chwilę jakiś z psiaków zostawał w tyle po tym jak został przewrócony i zdeptany przez resztę stadka. Kiedy jednak się podnosił , nie biegł na oko za resztą tylko dolnym wiatrem wyszukiwał miłego odwiatru i podążał za nim kilka kroków zanim dołączył do reszty rodzeństwa szarpiącego rapetkę.

Dzisiaj jedziemy pilnować kukurydzy, jutro do Gradowa pomóc w organizacji konkursu legawców. Może w sobotę przed wieczorem uda się rozpocząć zajęcia indywidualne z maluchami. Już nie mogę się doczekać.